Nasza baza noclegowa to Ilidža - de facto zachodnie przedmieście Sarajewa (nie potrafiłem ostatecznie wyczaić, czy oficjalnie jest w granicach miasta czy nie). Jest tam jedyny kemping w mieście - trudno do niego trafić, a z racji swej pozycji jest monopolistą i dyktuje wysokie ceny (dwie osoby plus auto - 21 euro. Tanio to nie jest).
Kemping ma dużo zielenie, średnie kible (większość to dziury znane z Macedonii, jest jeden klop normalny, ale w damskich ktoś gwizdnął deskę ;) ), ciepła woda rzadko (choć przy tym upale to niepotrzebna nawet), w kempingowej restauracji drogo. Nie ma jak wymienić euro na marki, a wbrew pozorom, euro przyjmuje się w niewielu miejscach a monety to już nigdzie. Trochę marek wymieniają nam w recepcji i dzięki temu na pobliskim dworcu autobusowym jemy kolację (wypasiony hamburgery gigant z mięsem w bałkańskich przyprawach). Plusem jest wspomiany dworzec - 10 minut z buta i wsiadamy do tramwaju, który zawiezie nas do centrum Sarajewa.
Ilidža to dawne austro-węgierskie uzdrowisko, są stare hotele, teraz wyremontowane (w latach 90. stacjonowali w nich żołnierze KFOR), jest piękna aleja do źródeł rzeki Bosnia. Na wielu ścianach ślady po kulach - w czasie wojny dzielnica była w rękach serbskich, potem, po podpisaniu pokoju, oddano ją Boszniakom - Serbowie wyjeżdżając podpali swe domy (albo ich rodacy zmuszali ich do podpalania).