Rano pakowanie i opuszczamy stolicę Bośni. Chcę jeszcze zatankować, ale nigdzie nie przyjmują euro - w końcu staję jeszcze w mieście i wymieniam trochę na marki.
Wyjeżdżając z miasta kieruję się w kierunku Serbii i tuż za rogatkami zatrzymuje mnie policja. Podobno zmieniając pas przed światłami przekroczyłem ciągłą linię - choć nie spowodowałem żadnego zagrożenia (bo za mną żadne auto nie jechało), grozi mi mandat w wysokości 250 marek (125 euro). Jestem załamany, ale pytam się, czy nie mógłbym zapłacić dolnej granicy kary (są widełki - 50 - 250 marek) - policjant zgadza się od razu. Widać, że to nie żadne dbanie o bezpieczeństwo ale zwykłe szukanie jeleni - cudzoziemców (oprócz mnie zatrzymano Włocha, który dość szybko odjechał po wręczeniu odpowiedniego papierka). Oczywiście nie dostaję żadnego normalnego mandatu tylko jakąś kartkę, pan policjant z pewnością dorobił sobie do pensji...
Widząc, że jestem wściekły gliniarz zapewnia, że... lubią tutaj turystów (nie dziwię się - w końcu dają zarobić) i... ostrzega przed serbskimi policjantami (ten był Boszniakiem, zatrzymał mnie kilkaset metrów przed wewnętrzną bośniacką granicą).