W piątek rano robimy zakupy w zemuńskim supermarkecie i jedziemy w kierunku Chorwacji - autostrada z czasów Tity to betonowe "stopnie". W miejscowości Šid, przy granicy, zatrzymuje mnie policja (znowu!) i informuje, że nie świeci mi jedna lampa z przodu. Faktycznie, rano jeszcze działała, musiała paść na wspaniałej autostradzie.
Policjanci puszczają mnie dalej, ale staję na poboczu i zastanawiam się co robić - sam żarówki nie wymienię. Podjeżdża jakiś facet na rowerze - pytam o warsztat. Facet osobiście zagląda pod maskę - coś stuka, puka, dociska i każe włączyć światła - świecą! Musiało nie być gdzieś styku. Wdzięczny daję mu resztkę dinarów, ale tego nie starczy nawet na piwo, więc wręczam też 5 euro - to i tak tanio w porównaniu z tym, co byśmy zapłacili w warsztacie.
Na koniec zaglądamy jeszcze do monastyry Privina Glava z XVI wieku w paśmie Fruskiej Góry i bocznym przejściem granicznym (znowu wzbudzamy zainteresowanie serbskich pograniczników, na szczęście bez trzepania) wjeżdżamy do Chorwacji.