Sighetu Marmatiei, czyli po polsku Syhot, tuż przy granicy z Ukrainą, to miejsce naszego pierwszego noclegu na rumuńskiej ziemi.
Mielismy namiary na kemping oddalony o 10-15 minut spaceru od centrum. Zastaliśmy zamkniętą bramę z łańcuchem i numerem telefonu. Na szczęście rozmówczyni umiała po angielsku, mogliśmy bramę otworzyć i zaparkować.
Kemping wygląda jak ogródek :) Siano i dużo trawy... potem zjawiają się jeszcze Francuzi na motorze i polska rodzinka (wieczorem). Po rozłożeniu namiotu idziemy na miasto przez osiedla i nieco zaniedbane uliczki.
W centrum straszą dwa budowane kościoły (bogaty kraj jak widać), ale główne ulice są w miarę zadbane. Urok typowego habsburskiego miasteczka prowincjalnego. Wymieniamy kasę w jednym z licznych kantorów i znajdujemy restaurację na obiado-kolację :)
W drodze na kemping zahaczymy jeszcze o spelunkę z głośną turecką muzyką ;)