Za Varazdinem pakujemy się na autostradę - oczywiście płatną, za każdy przejechany odcinek. Tylko obwodnica Zagrzebia jest darmowa. Mieliśmy zresztą zahaczyć o stolicę, ale stwierdziliśmy, że nie ma już na to czasu. Posuwamy się na południe podziwiając zmieniającą się przyrodę oraz pasma górskie z Velebitem na czele. Sama autostrada to cacuszko, choć wszędzie tylko dwupasmowa (nawet przy Zagrzebiu) - faktem jest, że poza okolicami stolicy ruch był niewielki, ale jednak czasem 3 pasy by się przydały. Mijaliśmy stosunkowo mało ciężarówek i prawie nie było debili, którzy wyprzedając swoimi kolasami inne kolosy blokowali by ruch. Do tego dwa tunele ponad 5-kilometrowe - i pomyśleć, że w Polsce niedawno świętowano otwarcie 600-metrowego tunelu, najdłuższego w kraju poza miastami! Śmiechu warte...
Planowałem rozbić się na kempingu w Starigradzie-Paklenica, ale ten główny był zawalony, a w przydomowych nie bardzo chciałem się rozbijać. Znajdujemy więc kemping w sąsiednim Seline - przy samym morzu. Zatłoczony, z twardą nawierzchnią - z początku mi się nie podoba. Ale jest zacienione miejsce dla namiotu i auta, a toalety są na najwyższym poziomie - czyste, z papierem, mydłem, ręcznikami, odświeżaczami powietrza a nawet szmatkami do przetarcia sedesu :) I mimo tłoku jest względnie cicho.
Kilkaset metrów od pola stoi sklepik, restauracja i konoba. Jedzenie smaczne, tylko te ceny... piwo to około 8 złotych, a obiad dla dwóch osób (bez fanaberii - np. risotto z owocami morza i porcja cevapcici czyli mięsnych wałeczków z frytkami plus 2 piwa) - 80-90 złotych... oszaleli kompletnie, ciągną z turystów ile wlezie - ja wiem, że przez kilka miesięcy chcą zarobić na cały rok, ale bez przesady... człowiek czuje się jak dojna krowa.