"Keine Grenzen", więc przy dawnych budynkach granicznych zatrzymuję się, aby tylko zrobić zdjęcia. Wpadamy na pomysł, aby odbić z głównej drogi i do Parnawy zajechać boczną, nad morzem - oczywiście ładujemy się w szuter, ale na szczęście na krótkim odcinku. Samego morza też za bardzo nie widać, bo jest zasłonięte drzewami i drewnianymi domami.
Sama Parnawa to bardzo ładne miasteczko, z mnóstwem drewnianych i kamiennych zabytków. Kilka kościołów i cerkwi (w jednej z nich rosyjska baba wrzeszczy na turystów, chcących zrobić zdjęcie "zwei euro!" - a pocałuj mnie w dupę), do tego szeroka i w miarę pusta plaża. W sumie jest już po głównym sezonie. Oczywiście lecę do morza się wykąpać - Teresa się zanurzyła, ale szybko wyszła, to nie jest temperatura dla niej...
Wyjezdzając robimy jeszcze zakupy - ceny podobne jak na Łotwie, wyższe niż w Litwie. A potem dobrej jakości droga w kierunku Tallinna - ale co się dziwić, w końcu to chyba najważniejsza trasa w kraju