Droga zaczyna się psuć przed samą stolicą, kiedy pojawiają się dwa pasy - widać dawno tego nie remontowano. Na przedmieściach korek - jest piątek w godzinach szczytu... A dookoła całe dzielnice drewnianej zabudowy - w ogóle nie widać, abyśmy byli w dużym mieście. Jakoś udaje nam się dojechać do portu pasażerskiego, gdzie kupujemy bilety na Helsinki, na drugi dzień - 35 euro na osobę, nie jest drogo! Jestem cały w skowronkach - jutro płyniemy do Finlandii :D !
Naszym miejscem noclegowym jest przystań jachtowa w dzielnicy Pirita - w czasie IO w Moskwie w 1980 odbywały się tutaj zawody żeglarskie, o czym przypomina symbol olimpiady dumnie chylący się ku ziemi. Sam kemping to właściwie pas zieleni, a obok parking dla camperów.
Pytamy się o toalety:
- Są tam - ochroniarz przy szlabanie wjazdowym pokazuje budynek portu.
- A prysznice?
- To już nie mój interes...
Robimy rozdziawione miny i facet tłumaczy, że prysznice są w budynku klubu tenisowego, płatne 3 euro, w określonych godzinach. Wejście przez szklane drzwi. Klubu szukamy, ale szklanych drzwi są tam dziesiątki. Udaje nam się za drugim podejściem - prysznic jest, a owszem. Dobrze, że toaleta działa przez całą dobę...
Generalnie to, nawet wliczając prysznic, noclegi są tanie, nieco tylko wyższe niż na Łotwie - położony niedaleko kemping "miejski" kosztuje raz tyle. Zaoszczędziliśmy więc idziemy do położonej za ośrodkiem jachtowym restauracji, gdzie zamawiam skromnie sałatkę, a T. "ruską zupę" - jakaś czerwona, nie wiem czy ma coś wspólnego z Rosją.
Jedyny minus, to rozstawiany właśnie na kempingu duży namiot - jutro jest święto narodowe i będzie impreza. Niestety, zaczynają świętować już w nocy, więc zasypiamy wśród wrzasków i dudniącej muzyki.