Podróż musiała być męcząca, ale szła dość sprawnie. W sumie zatrzymaliśmy się tylko na jeden dłuższy postój - gdzieś pośród lasów w przydrożnej restauracji na obiad. Powietrze parne, zapowiadano potężną burzę idącą z południowego-zachodu, więc z niepokojem patrzyliśmy na błyskawice gdzieś w oddali. A skończyło się na lekkim kropieniu...
Do domu dotarliśmy coś koło 22 - wykończeni, szczęśliwi i wściekli, że to już koniec... Ale tak to zawsze bywa. Na przyszłe wakacje wstępny cel to znowu południe Europy.