W poniedziałek rano piękna pogoda (wieczorem też taka była). Po szybkim śniadaniu równie szybka wyprawa na miasto - głównym celem jest turecka twierdza z wieczora, której historia sięga Cesarstwa Rzymskiego. Pustawa (jest 9 rano), ale w kilku miejscach mocno zasyfiona po wczorajszej imprezie. Warto obejrzeć potężne mury z główną bramą - Stambulską, a w środku jeden z dwóch meczetów miasta (drugi jest, jak wspomniałem, naprzeciw hostelu), przy nim ruiny rzymskiej/bizantyjskiej łaźni... do tego kilka innych tureckich zabytków - m.in. hammam.
Z murów twierdzy dobrze widać centrum miasta - bloki przeplatane ze starą zabudową. Miasto również ucierpiało w 1999 roku od bomb NATO, które zamiast w obiekty strategiczne trafiły np. w szpital. Pomnik poświęcony kilkudziesięciu ofiarom stoi obok twierdzy...
W markecie robimy zakupy, kupujemy też pyszną zimną lemoniadę, którą kosztowaliśmy też wieczorem - sprzedawca szybko się uwija, bo Teresa jest pierwszym kupującym :D
Pod hostelem dopada nas ekipa telewizyjna, pytająca o nasz cel wizyty w mieście - Teresa opowiada i o Niszu i o ogólnych planach wyjazdu a ja modlę się tylko, by nie wspominała o Kosowie...
Po spakowaniu się jedziemy do największej, obok twierdzy, atrakcji - tzw. Wieży Czaszek. To bardzo makabryczna pamiątka - wieża z początku XIX wieku, wzniesiona przez Turków, którzy umieścili tam czaszki poległych serbskich powstańców - "ku przestrodze". Po przyłączeniu Niszu do Serbii obudowano ją kaplicą i teraz wpuszcza się tam turystów, by obejrzeli pozostałe kilkadziesiąt czaszek (było kilkaset), oraz tą, która należała prawdopodobnie do przywódcy powstania...
Trafić tam ciężko, bo oznakowanie jest fatalne - udaje mi się właściwie przez przypadek. Duży ruch temu nie pomaga. W dodatku okazuje się, że Wieża jest niby zamknięta - tylko czemu w kasie siedzą jakieś panie? Ruszamy spacerkiem zobaczyć chociaż z zewnątrz i wtedy panie nas doganiają i proponują, że puszczą "na dziko"... bardzo podejrzane, ale OK, grzech nie skorzystać. Robię fotki (oficjalnie zabronione) i płacę "wejściowe" tak 100% wyższe niż oficjalnie - ale suma nie jest jakaś duża, więc nie narzekam... Wychodząc widzę, że idą następni turyści i ci pewno też się dowiedzą, że Wieża jest "zamknięta dzisiaj"...
Wydostanie się z Niszu nie jest super proste, bo oznakowania oczywiście słabe, ale jakoś nam się udaje dostać na ten kawałek autostrady w kierunku Macedonii