Wyjeżdżając z Petrovaradinu liczyłem na wjazd na autostradę, ale okazuję się, że boczna droga prowadzi dalej od niej, w kierunku pasma Fruška gora - jedziemy więc przez różne wioski po pofałdowanym krajobrazie. W końcu, mniej więcej w połowie drogi do Belgradu, jest odbicie na autobanę - to dobrze, bo chciałbym do Niszu dojechać za widoku.
Jazda autostradą odbywa się bez problemów - nawet niedokończoną obwodnicę stolicy przejeżdżamy w miarę szybko, w jednym tylko miejscu niewielki korek, bo doszło do zderzenia dwóch czy trzech pojazdów, w tym długiej limuzyny... za Belgradem spore koleiny, trzeba jechać lewym pasem, gdy jest możliwość (a jest, bo ruch niewielki) i uważać na psy. Niby po bokach są siatki, ale pieski wchodzą sobie na zamknięty teren otwartymi furtkami przy stacjach benzynowych.
Do Niszu udaje nam się dojechać jeszcze za dnia - bez większych problemów znajdujemy nasz hostel, gorzej z parkowaniem. W końcu stoję na jakiejś bocznej uliczce obok synagogi. W hostelu się nas spodziewają - dostajemy 4 osobowy pokój na wyłączność. Jest kuchnia, salon z TV (klimatyzowany), niewielka łazienka - największym atutem jest położenie w samym centrum miasta, naprzeciw starego meczetu. Auto przestawiamy niemal pod komisariat policji - obsługa hostelu zapewnia nas, że opłat za parkowanie od cudzoziemców nie ściągają :)
Wieczorem wychodzimy jeszcze na miasto zjeść w końcu coś miejscowego - przy głównym deptaku kicha, rządzą sieciówki, dopiero w bocznych ulicach coś jest. Znajdujemy restaurację z wielce obiecującą nazwą "Stara Serbia" - wygląda luksusowo, więc ze strachem patrzę na menu. Ale ceny szokująco niskie...
Dwa główne dania plus dodatki (niepotrzebne, bo były już spore dodatki w zestawach), 4 piwa - zapłaciliśmy około 50 złotych, w tym ponad 10 to napiwek... gdyby odjąć dodatki to byłoby w ogóle taniutko!
Spacerujemy jeszcze po wieczornym Niszu, zaglądając m.in. do tureckiej twierdzy, gdzie odbywa się jakiś festyn. Szybkie zwiedzanie zostawiamy sobie na rano.
W hostelu oglądamy zakończenie niezwykle udanej dla Polski olimpiady w Londynie, wypijając resztę wiśniówki. Spać kładę się wielce zadowolony z całego przebiegu dnia.