Do Nowego Sadu (Újvidék po węgiersku) jedziemy początkowo boczną, równoległą drogą do autostrady. Betonowe płyty, ale dobrej jakości, mało aut, mało miejscowości, dookoła pola. Potem wjeżdżamy na autostradę, która dopiero niedawno otrzymała drugą nitkę - nie najgorsza, ale rewelacji nie ma. Płatność na bramkach - niezależnie ile przejechaliśmy, płacimy tę samą kwotę (przy wjeździe nie ma bramek). System nieco dziwaczny, uderzający w tych, co jadą krótko...
Przedmieścia stolicy Wojwodiny to Cyganie, sporo rozsypujących się budynków, targowisko tuż przy drodze. Centrum jest już ładnie odnowione, stylowy deptak i rynek, przy którym znajduje się katedra (z nazwy tylko, bo siedziba diecezji jest w Suboticy). Jako że niedziela, to sporo spacerowiczów...
Idziemy na most nad Dunajem, zniszczony przez bombardowania NATO w 1999 roku, odbudowany 6 lat później. Można dyskutować nad celowością tych ataków, nie mniej faktem jest, że na tym moście zginął Bogu ducha winny człowiek, a w ogóle cała Wojwodina to prowincja, która raczej zawsze była opozycja wobec Milosevica.... z mostu doskonale widać twierdzę Petrovaradin, znajdującą się po drugiej stronie rzeki, w miejscowości o tej samej nazwie (powszechnie, acz błędnie, uznawana jest za położoną w Nowym Sadzie). Potężny kompleks forteczny, używany przez Turków, potem używany i rozbudowany przez Austriaków, robi duże wrażenie. Podjeżdżamy tam samochodem, parkując (bezpłatnie) na terenie fortyfikacji. Czas goni, więc przez pół godziny robimy dosłownie bieg po murach, oglądając dobrze zachowane kolejne konstrukcje twierdzy...
Po godzinie 15 ładujemy się do wozu i ruszamy na południe Serbii.