Pierwsze kilometry macedońskiej autostrady lepsze niż serbskie, potem wszystko wraca do poziomu (choć chyba ciut lepszego niż w Serbii). Staję na LUKOILu i rozmieniam kasę... jeszcze nie tankuję, w baku dość. Na obwodnicy Skopje (z pięknymi widokami na okoliczne góry) auto pokazuje mi, że mogę przejechać jeszcze 130 km na baku... luz.
Za obwodnicą Skopje stwierdzam, że może jednak zatankuję, ale nagle kończą się wszelkie stacje benzynowe! Po prostu ich nie ma! Licznik zaczyna gwałtownie spadać - 100, 80, 60 km na baku, potem jeszcze mniej... jest znak stacji! Ale za 25 km, przy Tetowie! Psia krew, ja tam mogę nie dojechać! Stacji brak, a zjechać z autostrady też się nie daje...
Widzę jakieś nieoznakowane odbicie, skręcam - może zjadę do jakiejś miejscowości. Ku memu zaskoczeniu jest tam stacja, ale bardzo podejrzana - brak znaku, brak informacji, na 8 dystrybutorów działają dwa, samochody z kierowcami z ciemną karnacją... wyboru jednak nie mam. Obsługa (facet kasuje, babka tankuje) bierze 1000 denarów (70 zł) i nalewa... modlę się, aby paliwo nie było mocno chrzczone, abym nie zepsuł silnika...
Silnik pracuje jakby słabiej, ale dojeżdżam do następnej, normalnej już stacji, przy Tetowie i tankuję pełny bank z postanowieniem, że więcej tak ryzykować nie będę!