Rano wita nas przyjemny chłodek - jest poniżej 20 stopni, jak fajnie. Wsiadamy do auta i jedziemy wzdłuż rzeki Tary, nad słynnym kanionem - możemy podziwiać widoki, których w nocy nie mielibyśmy szans obejrzeć.
W pewnym momencie jest znak - odbicie do Dobriloviny. Zjeżdżamy wąską ścieżką i w zielonej okolicy widzimy niewielki monastyr z równie niewielką cerkiewką z XVI wieku. Jest tu gromada dzikich kotów, które jeszcze nie wiedzą, co to głaskanie :)
Wychodzi do nas mniszka i pokazuje, że mam zasłonić kolana - czekają na mnie czerwone, dresowe spodnie :) Podziwiamy wnętrza, kupujemy na pamiątkę prawosławny kalendarzyk i z powrotem do auta.