Jestem zadowolony, że do Czarnogóry udało nam się wjechać jeszcze za jasnego - ale kiedy zjeżdżamy w doliny szybko robi się w ciemno. W Rozaje muszą nas pokierować miejscowi, potem już nie ma większych problemów - ale od 20 jedzie się ciężko - duży ruch, ciemność, nic nie widać po bokach, kręta droga, a z boku sypią się kamienie.
Planowałem dojechać pod most na Tarze, ale za Mojkovacem, 50 km wcześniej, wypatrujemy już jakiegoś noclegu. Nie chcę stawiać namiotu, bo nic nie widać na poboczach, a mijane okolice są mało zaludnione... nagle pojawia się duży budynek z napisem MOTEL. Stajemy! Idę się spytać o wolne pokoje - są, za 30 euro. To dokładnie tyle ile sobie w głowie "pozwoliliśmy" wydać - w porównaniu z Chorwacją to niby niewiele, ale jak na nasz namiotowy budżet sporo.
Duży, ładny pokój z łazienką, dwoma balkonami, TV i (płatny) barek. Jest po 21 - zmęczony jazdą czuję, że dobrze zrobiliśmy :) Schodzimy do restauracji, ale po przejrzeniu menu uznajemy, że naszą kolacją będzie jedynie piwo Niksicko :) Przecież najedliśmy się w Kosowie, nie ma sensu tutaj wydawać pieniędzy, które przydadzą się jutro :)