Kierujemy się na północ. Po drodze postanawiam wymienić żarówkę - zajeżdżam więc do przygodnie mijanego warsztatu. Panowie podekscytowani cudzoziemcami mówią, że wolą Mercedesy, ale z Fordem też dają radę i delegują do niego jakieś młodego mechanika ;) Zajmuje mu to z 10 minut, w między czasie proponują piwo albo wodę i grę z nimi :) Z wody korzystamy :) Po wymianie żarówki pytam o cenę:
- Dla turystów gratis!
Super :)
Popołudniem dojeżdżamy do wioski kilkanaście km od Beratu - znajduje się tam jedyny w okolicy kemping. Spokojny, zalesiony - zupełne przeciwieństwo Ksamil. Oprócz nas dwie rodziny z Polski i camper Włochów. Rozstawiamy namiot i jedziemy jeszcze fatalną, przebudowywaną drogą do kolejnego miasta UNESCO - właśnie Beratu.
Przedzielone rzeką składa się z kilku dzielnic (muzułmańskich i chrześcijańskich) oraz twierdzy, na którą idziemy bardzo śląską drogą. Teresa też się gramoli - kuśtyka, lecz idzie. W twierdzy, nadal zamieszkałej, kilka starych cerkwi, ruiny meczetów, stare, kamienne domy i piękne widoki połączone z zachodem słońca!