W poniedziałkowy poranek robię szybką samotną przebieżkę po stolicy - kupuję sobie smażoną kukurydzę (pycha), fotografuję kilka parków i budynek parlamentu (zapytawszy uprzednio u zgodę strażnika, który tylko się uśmiechnął).
Podoba mi się miasto, bałkański chaos pomieszany z nowoczesnością tworzą coś ciekawego. Oczywiście nie na kilka dni, lecz na noc, dwie - jak najbardziej.
Autostradą, która w większości istnieje tylko na mapie, docieramy do Elbasanu, miasta w którym sporo zabytków. Niestety, centrum jest całkowicie rozkopane, zakorkowane, nie ma gdzie zaparkować, więc jedziemy dalej. Jedynie na obwodnicy staję na chwilę przy meczecie, niedawno odnowionym przy pomocy tureckiej.
W dalszej drodze funduję memu autu kompleksowe mycie (za około 300 leków) oraz oglądam stary mostek kamienny. Następnie droga coraz bardziej wiedzie do góry, dolina robi się coraz węższa, aż w końcu wyjeżdżamy na szeroki płaskowyż z pięknym widokiem na Jezioro Ochrydzkie i macedońskie góry w tle!
Żal żegnać się z Albanią, lecz czas gna przed siebie :)