Omijając płatną ekspresówkę przez Jablonec nad Nysou dojeżdzamy do naszego hostelu w Libercu - miejsca noclegowego przez najbliższe 2 noce. Najpierw go mijamy, bo jest słabo oświetlony, a gdy w końcu docieramy na miejsce, to nie wywiera najlepszego wrażenia. W recepcji okazuje się, że ktoś zabukował dla nas 3, a nie 4 miejsca noclegowe! Na szczęście mam wydruk z maila z potwierdzeniem, więc wszystko dobrze się kończy. 4-ka (miały być dwie 2-ki, ale trudno) z TV i łazienką - nie jest źle. Szybkie rozpakowanie, szybkie piwko w pokoju i ruszamy na miasto.
Jest zimno, ale nam to nie przeszkadza. Podziwiamy dobrze rozwiniętą komunikację miejską oraz piękny ratusz, wzorowany na wiedeńskim. Wreszcie pora na knajpkę w podwórzu - cesneczka, drugie danie i piwo :) Regis z Kaprem narzekają na rozpływający się ser, ale ja nie narzekam - wziąłem wieprzowe medialionki z szynką, pieczarkami i hermelinem i jest gut. Teresa konsumuje makaron.
Szukamy teraz typowej piwiarni, ale wszystko jest zawalone. W końcu udaje nam się znaleźć jakąś w jednej z piwniczek i fuksem jest wolny stolik. Szkoda tylko, że wszystkie piwa w szklankach, a nie kuflach z grubego szkła - toć przecież Czesi kiedyś z tego słynęli... :(
Przed 23 wracamy do ubytovni, jeszcze jakieś piwka, zakręcony film w telewizji (prawie załapaliśmy o co chodziło :D) i do łóżka.