Wstajemy nieco później niż przewidywaliśmy, ale co tam. Trochę poprawia się pogoda, jednak na słońce nie ma co liczyć. Zahaczamy o jarmark na rynku - skromny, tylko jedno stoisko z Trdelnikiem i dwa z grzańcami. Wino niezłe, pijałem gorsze, ale i lepsze. Potem maszerujemy do Muzeum Północnoczeskiego - ciekawe, zwłaszcza kolekcja zbroi i makiet bitew świata (jest nawet bin Laden i bitwa o Tora Bora :D), rozczarowuje kolekcja szkła. W muzeum oczywiście fotografować nie wolno, ale Kaper z Regisem drażnią panią strażniczkę zbytnim zbliżaniem się do eksponatów i odciągają ją ode mnie, więc trochę porobiłem :]
W drodze powrotnej zaglądamy w inne miejsce ze straganami - tutaj grzaniec w zwykłym kubku, ale lepszy. Obiadek w chińskiej knajpie (Regis wylał kieliszki z alkoholem serwowanym na pożegnanie gościom :D) i ruszamy do miejscowego aquaparku (2-go pod względem wielkości w Czechach).
Przy przebieraniu Regis wywala przez przypadek drzwi w szatni (chodzące nieszczęście :). Obiekt umieszczony w dawnej fabryce tekstylnej robi wrażenie, ale Teresę martwi dość chłodna woda - 30 stopni to ona na pewno nie ma. Na szczęście jest też cieplejsze jacuzzi, można się wygrzać. Chłopaki jeżdzą na zjeżdzalnia - dwie są szczególnie mocne. Jedną jedzie się cały czas w ciemności (po prostu "wielka, czarna dupa"), drugą bardzo mocny spadek w dół (zapomnij o jakimkolwiek hamowaniu) i wpadasz do wielkiej misy, po czym lądujesz w dziurze z wodą. Po pierwszym razie jestem w potężnym szoku, jak pędziłem w dół to myślałem, że to koniec.
Po aquaparku jeszcze wypad na miasto i drugi obiad - w tej samej knajpie, ale tym razem chłopaki nie biorą smażonego syra :D Wracamy do ubytovni, a tam w połowie filmy wyłączają prąd! Cholera mnie bierze, bo chcieliśmy obejrzeć do końca film, po za tym ładowałem baterię. Nic, pozostaje dokończyć piwo przy włączonej czołówce i iść spać.