Piątek, a więc pakujemy namiot i ruszamy dalej na południe, na Dubrownik. Ale po drodze kilka punktów postojowych - pierwszy z nich to Szybenik ze słynną katedrą św. Jakuba, wpisaną na listę UNESCO.
Udaje nam się zaparkować przy starym mieście, właściwie na nabrzeżu, 5 metrów do morza. W Szybeniku też już byłem w 2001 roku, ale niewiele pamiętam - wtedy moja pasja historyczna jeszcze nie była tak rozwinięta. Wąskie uliczki, turyści, kantory zdzierające prowizje (czytaj "haracze"), no i katedra... bodajże jedyna na świecie z kamiennym dachem, wyremontowana po wojnie z poprzedniej dekady. W środku oczywiście zakaz robienia zdjęć nawet bez flesza - nie wolno wszak robić konkurencji sprzedawcom pocztówek i przewodników. Nieco z boku twierdza z, ponoć, ładnym widokiem na morze (tutaj widok na morze z reguły jest ładny), ale stwierdzamy, że 2 x 20 kun za wizytę można przeznaczyć na coś innego (choćby piwo) i wracamy do auta.