Pytanie jak w tytule... niewątpliwie bardzo ładny, wypieszczony, odbudowany po barbarzyńskich bombardowaniach Czarnogórców z Federalnej Armii Jugosłowiańskiej z przełomu 1991 i 1992 roku. Ale te ceny i tłumy ludzi (chyba większych tłumów nie widziałem) potrafią wykończyć. Można oczywiście zejść w jakąś boczną uliczkę, gdzie nie usłyszysz jazgocącej włoskiej wycieczki albo nie wejdziesz w kadr Japończykom, tyle, że najciekawsze miejsca są właśnie tam, gdzie znajdują się akurat wszyscy.
Trochę spokojniej było w muzeach - za 50 kun mieliśmy wstęp do Muzeum Miejskiego, Morskiego i Etnograficznego - w tym ostatnim była bardzo ciekawa wystawa plakatów z okresu II wojny światowej - zarówno faszystowskich z Niezależnego Państwa Chorwackiego jak i komunistycznych partyzantki Tity. Mury miejskie postanowiliśmy odwiedzić w inny dzień.
Po powrocie na kemping trafiliśmy na francuską hołotę. Dosłownie. Kolonia, obóz (?) nastolatków wrzeszczących od rana do wieczora, których głównym zajęciem w ciągu dnia było przesiadywanie przed wejściem do kibla, branie 4-go z rzędu prysznica, robienie makijażu i puszczanie na maksa francuskich przebojów z komórek. Najbardziej irytujący był syf, jaki robili w toaletach - nie dość, że lali się butelkami z wodą to jeszcze zostawiali śmieci, podpaski i tampony we wszystkich eksponowanych miejscach. Opiekunowie, niewiele starsi od reszty bandy, uznali najwidoczniej, że takie piękne przykłady francuskiej kultury nie będą nikomu przeszkadzać i aktywnie w niej uczestniczyli.
Pod wieczór lekko popadało (aż 5 minut), ale w nocy nadeszła zmiana pogody - zaczął wiać bardzo silny wiatr od lądu, słynna bora. Namiotem trzepało jak głupim, bałem się, że go rozwali. Do tego na plaży trwał festyn do jakiejś 3.30 w nocy, więc mimo iż uciekłem do auta, to niewiele spałem tej nocy.