Rano bora nieco zelżała, ale dalej silnie wiało. Chcieliśmy jechać do Kotoru, ale w takiej sytuacji odłożyliśmy to inny dzień. Rano i południe przeznaczyliśmy na kąpiele w morzu, zakupy, picie piwa, obijanie się i sklinanie na francuską hołotę. Zastanawiam się, jaki jest sens przyjeżdżania pod Dubrownik i potem siedzieć cały dzień pod kiblem na kempingu? Drugie zastanawianie się dotyczyło stosunków seksualnych wśród Francuzów - widać było, że hormony mocno im buzują i tylko czekałem aż zaczną zrywać z siebie ubrania ;)
W największy upał nie mogłem oczywiście posiedzieć w cieniu, tylko uzbrojony w statyw i aparat łaziłem po okolicznych ruinach - w Kupari i Srebreno są całe dawne kompleksy wypoczynkowe, zniszczone przez armię jugosłowiańską (JNA) w czasie wojny. Widać, że celowano tak, aby zniszczyć jak najwięcej infrastruktury turystycznej Chorwacji - nie miało to nic wspólnego z celami militarnymi - podobnie jak ostrzeliwanie Dubrownika, który już od lat 70. XX wieku został ogłoszony strefą zdemilitaryzowaną. Chodziło o zabicie jak największej ilości cywili, zniszczenie jak największej ilości budynków, rozwalenie jak największej ilości dróg i mostów... typowa wojna XX wieku.
Po południu pojechaliśmy autobusem do Cavtat - miejscowości stricte wypoczynkowej (zajętej przez jakiś czas przez JNA w 1991 roku) na mały spacer zacienioną promenadą. Sprzedawali tam takie potężne lody, że jedna gałka wyglądała jak polskie cztery :D
A wieczorem... poszliśmy do konoby, gdzie grillowane cevapcici smakowało znakomicie, podobnie jak zimne Ozujsko.