Koło kempingu jest przystanek autobusowy, więc skwapliwie korzystamy z komunikacji miejskiej, aby dostać się do centrum. Tallinn jest piękny! Zachowane prawie 2 kilometry murów miejskich, liczne baszty, bramy, średniowieczne domy i kościoły... dawno które miasto mnie tak nie urzekło! Jest trochę turystów, ale ogólnie to nie musimy się przepychać między nimi łokciami. Do tego, jak już zauważyłem w piątek, całe kwartały drewnianej zabudowy, prawie jak na rosyjskiej prowincji.
Muzeum historyczne - ciekawe, multimedialne z ciekawostkami typu "łyżka Lenina" albo "autograf Gorbaczowa" - do tego bogata kolekcja monet tallińskich. Jeszcze bardziej podobało nam się, położone na kompletnym odludziu, muzeum morskie, a właściwie jego część zewnętrzna - stoi tutaj kilkanaście statków. Największą atrakcją jest łódź podwodna "Lembit", ale ta była niedostępna do zwiedzania :( W zamian za to obejrzeliśmy parowy lodołamacz "Suur Tõll", wybudowany na początku XX wieku w Szczecinie.
Jest jeden minus - Tallinn jest drogi. Nie aż tak jak Helsinki, ale jednak - mamy mimo wszystko zamiar zjeść obiad, więc tym razem zamiast czegoś regionalnego, wstępujemy do knajpy chińskiej, gdzie tradycyjnie jest i smacznie, i dużo i taniej. Jakoś nie mamy wyrzutów sumienia :D