Na przejściu granicznym celnik trzepie Szwajcara w aucie przed nami. Nas również wypytuje skąd, dokąd, na ile nocy... to ostatnie akurat g...o go obchodzi, mogę w Ochrydzie przebywać nawet miesiąc i nic mu do tego. A jednak do bagażnika nie zagląda, mogliśmy coś przemycić (ale co?).
Przed Strugą po raz kolejny w ciągu kilku ostatnich dni włącza mi się syndrom bałkańskiego kierowcy - wjeżdżam pod prąd, w dodatku dwukrotnie przecinając ciągłe linie; mijany macedoński kierowca puka się w głowę. Jednak ogólnie czuję się tutaj za kierownicą bezpieczniej niż w Polsce, zdecydowanie tutaj mniej chamstwa.
A sama Struga - jak w tytule. Kompletnie nic ciekawego. Plaża, długi deptak nad Czarnym Drinem, setki restauracji, lokali, tłumy wałęsających się ludzi. Na moście młodzi skaczą do rzeki na główkę. Titowski pomnik otoczony śmietniskiem. Minarety, bo sporo tutaj Albańczyków, ale ogólnie zabytków nie widać. Ponoć są jakieś w mieście i okolicy, ale Struga się tym nie reklamuje. Nie ma sensu zostawać tutaj dłużej, chyba, że jest się nastolatkiem z burzą hormonów - wtedy może by się coś wyrwało...
W sklepie chcę kupić piwo w butelce, ale pani odmawia mi sprzedaży, twierdząc, że bez butelki na wymianę nie sprzedaje! A skąd mam mieć butelkę, jak to pierwsze piwo we flaszce? Proponuje Heinekena, gdzie butelka bezzwrotna - sorry, ale Heinekenem to mogę sobie ręce umyć, a nie pić na Bałkanach...
Lekko zniesmaczeni wracamy do "pionierów", gdzie piwo leją do kufli :)