Zamiast jechać w kierunku pewnej jaskini muszę jechać do najbliższego miasta w celu kupienia winietki. Na szczęście w Kuli jest stacja benzynowa, więc problem znika.
Miasto jest wyludnione, bo upał i kto żyw ucieka do cienia. Wymieniamy kasę w banku (nie pobierają prowizji i mają stałą cenę w całym kraju) i oglądamy ruiny rzymskiej twierdzy Castra Martis, zachowane w centrum.
O dziwo, mniej śmieci niż w Serbii. Za to zdecydowanie więcej rozwalonych budynków. A to dopiero początek...