Przed nami Wielkie Tyrnowo, miejsce kolejnych dwóch noclegów. Zanim jednak do niego wjedziemy tankuję benzynę na stacji, gdzie facet z obsługi okazuje się mieć rodzinę w Ostrawie ;)
W Tyrnowie mam zaklepany hostel - ale trzeba go najpierw znaleźć. Wydrukowana mapa nie do końca oddaje ukształtowanie ulic miasta (leżącego wysoko nad wijącą się wokół rzeką). Zrezygnowany wyciągam GPS-a od rodziców - psinco, nie ma ulic miejskich. Krążę po starówce po kilka razy, w końcu zjeżdżam nad rzekę i tam pytam miejscowych. Kierują (okazuje się, że byłem niedaleko). I jest hostel - przy dość stromej uliczce.
Otworzono go w XIX-cznym domu, oczywiście w środku całkowicie przebudowanym. Nocleg mamy w czwórce - dwójki były zbyt drogie. W cenie śniadanie. Przy recepcji jest lodówka, z której każdy bierze sobie np. piwo albo sok i zaznaczana ilość na powieszonej obok karteczce - zapłaci przy odjeździe. Fajne!
W hostelu generalnie komplet - towarzystwo głównie z zachodniej Europy plus kilku Azjatów. Komputery z fejsikiem oblegane prawie non stop - czujemy się trochę jak UFO,zwłaszcza, ze większość osób ma swoje laptopy lub tablety.