W środę rano spożywamy hostelowe śniadanie, płacimy za noclegi (i moje wypite piwa, które odhaczyłem przy lodówce :D), pakowanie... Postanowiliśmy jeszcze podjechać do nieodległej miejscowości Arbanasi - początkowo chciałem tam skoczyć wczoraj jakimś miejscowym autobusem, ale Bułgarzy patrzyli na nas jak na wariatów... że daleko, że autem. No, ale autem nie można z piwem!
Ostatecznie więc pojechaliśmy dziś z rana. Wioska (miasto?) położone jest kilka km od V. Tyrnowa, na wzgórzach - widać je z twierdzy (i odwrotnie). Jest tutaj kilka nietypowych cerkwi wybudowanych przez mieszkających tutaj niegdyś Greków. Grecy Turkom nie podskakiwali i budowali świątynie tak, aby Osmanie się nie czepiali - przypominają więc bardziej budynki gospodarcze niż kościoły. Inne charakterystyczny element to wysokie murki, za którymi mieszkańcy mogli się chować w trakcie ataku.
Czasu mamy mało, więc cerkwie oglądamy tylko z zewnątrz (wszystkie płatne) i potem kierujemy się na Sofię.