Rano, przy nieśmiałym słońcu, poszliśmy zobaczyć nabrzeże, przy którym spacerowaliśmy w Belgradzie wieczorem - na Dunaju stał m.in. zardzewiały parostatek. Potem jeszcze małe zakupy i jedziemy w kierunku Węgier.
Na Wojwodinie odbijamy od autobany na Nowy Sad i potem dalej do wioski Bac (Bacs) - ta niewielka miejscowość posiada kilka ciekawych zabytków. Przede wszystkim efektowne ruiny zamku, czy raczej twierdzy z XIV wieku. Zniszczona podczas powstania Rakoczego nadal robi wrażenie, zwłaszcza częściowo odrestaurowana wieża. Mijamy się tutaj z autobusem węgierskich emerytów, którzy przyjechali na swoje Kresy (zamek oczywiście był zawsze w rękach Węgrów).
W samej wsi (zamek jest na uboczach) jest m.in. brama z murów obronnych, kilka kościołów i ruiny tureckiej łaźni, podobno jedyne na Wojwodinie. Do tego stary klasztor - sporo jak na wiochę.
Ostatnie dinary wydajemy w sklepie - m.in. na litrową rakiję, a Teresa na proszek do prania (zapach, którego w RP nie kupisz) ;)