Niewątpliwie najbardziej atrakcyjne z punktu widzenia turysty są mołdawskie monastyry. Planowałem o któryś zahaczyć już po drodze do Kiszyniowa, ale wiadomo jak było - ciężka walka z drogą w ciemnościach.
Ponieważ już dzisiaj musimy opuścić i stolicę i Mołdawię, to postanawiam nadrobić zaległości. Najpierw trochę zajmuje nam wyjazd z miasta, bo oznaczeń właściwie nie ma. Gdy w końcu znajdujemy właściwą drogę to poruszamy się już szybko - asfalt na głównej szosie w kierunku Rumunii jest bardzo dobry, ruch niewielki, obszarów zabudowanych praktycznie brak.
Monastyr Condrita leży przy wiosce o tej samej nazwie. Powstał w 1783 roku z inicjatywy pobliskiego (i chyba najbardziej znanego w Republice Mołdawii) monastyru Căpriana. Niestety po okresie komunistycznym, kiedy to urządzono w nim obóz dla pionierów, jest trochę podupadły. Główna cerkiew została połowicznie (dosłownie) odmalowana, w środku zaś zachowało się niewiele z pierwotnego wystroju - ikonostas stoi nowy, a freski niemal całe zniszczono.
Gdy robię zdjęcia do Teresy przyczepia się jakiś facet z pretensjami o brak zakrytej głowy. Ona tłumaczy, że założyła chustę na odkryte ramiona, ale gość sugeruje, że zakryta głowa jest ważniejsza niż zakryte ramiona... To była pierwsza i ostatnia taka sytuacja w świątyniach na tym wyjeździe - należy tu zaznaczyć, że również nie wszystkie miejscowe kobiety były prawidłowo poubierane. No i oczywiście to zawsze mężczyzna wie lepiej jak mają się nosić i co robić panie i to zawsze faceci są najbardziej oburzeni strojami płci przeciwnej... Zastanawiam się też, czy Bóg jest taki wrażliwy, iż mógłby dostać jakiegoś wstrząsu na widok kobiecych włosów?