Kilkadziesiąt kilometrów dalej jest drugi kompleks świątynny, do którego trzeba odbić kilka km z głównej drogi. Założono go w 1678 roku. Na jego terenie znajduje się starsza cerkiew z XIX wieku oraz nowy sobór, chyba jeszcze nie wykończony. Monastyr przypomina bardziej sanatorium niż miejsce zamieszkania mniszek. Żółte fasady, mnóstwo kwiatów, jakieś kiczowate elementy urozmaicenia krajobrazu. W sumie za dużo się nie pomyliłem, gdyż od 1956 do 1990 rzeczywiście funkcjonowało tu sanatorium.
W starszej cerkwi nikt nie zwraca uwagi na odkryte głowy czy ramiona. Wnętrze zachowało się w nieporównywalnie lepszym stanie niż w monastyrze Căpriana. Więcej tu osób niż w poprzednim klasztorze. Spotykamy dwie kobiety mówiące po polsku - jedyny raz w Mołdawii. Są też osoby z zagranicy - stoją auta na rosyjskich i ukraińskich blachach. Grupa grubych Ukrainek w sklepie przycerkiewnym jest w takim amoku, że prawie zgniatają Teresę pchając się bez kolejki do kasy...
Przed wejściem do auta zaglądam jeszcze do kibelka. Klimat w stylu niezapomnianym, dla koneserów mocnych wrażeń ;).